listopada 12, 2012

Jak pokonywać obiekcje w sprzedaży telefonicznej?


Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/11/jak-pokonywac-obiekcje-w-sprzedazy-telefonicznej/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski



Przez kilka lat mojej pracy w sprzedaży telefonicznej za każdym razem trzeba było zmagać się z różnymi pojawiającymi się obiekcjami klientów.

Jakiś czas temu opracowałem kilka bardzo ogólnych rad, które z pewnością pomagają opanować tą trudną sztukę. Jednocześnie trzeba pamiętać, że z pewnością nie wyczerpują one tego złożonego tematu.

Są to tylko pewnego rodzaju wskazówki, lecz nawet w takiej formie, zaznajomienie się z nimi może z pewnością pomóc:


  • Bądź pewny siebie i tego co mówisz. Jeżeli Ty nie będziesz przekonany do swojego produktu i argumentów, których używasz, tym bardziej nie przekonasz do nich klienta. Co klient ma pomyśleć, gdy używasz zwrotów: „No chyba tak”, „No ma Pan rację, no ale…”, „Wydaje mi się”.                                                 Zamiast tego używaj: „Na pewno tak”, „Proszę Pana, w tym miejscu muszę się z Panem nie zgodzić, ponieważ…”, „Jestem pewien, że…”
  • Argumentując nie kończ swojej wypowiedzi zwrotami osłabiającymi ofertę typu: „ale na pewno Pan nie chce?”, „to jednak nie chce Pan?”. Jakiej odpowiedzi można się spodziewać po tak zadanym pytaniu?                                         Zamiast tego, argumentując, kończ swoją wypowiedź zwrotami namawiającymi do przyjęcia oferty: „Jak Pan widzi, oferta jest bardzo korzystna i rozumiem, że mogę przyjąć zamówienie”, „Skoro udało mi się rozwiać Pana wątpliwości rozumiem, że mogę przyjąć zamówienie?”
  • Podczas prezentacji oferty szukaj potwierdzenia swoich słów u klienta: „Jak Pan widzi cena jest naprawdę korzystna, prawda?”, „Zgodzi się Pan ze mną, prawda?”. Poczekaj na potwierdzenie klienta. Jego przytaknięcie będzie można później wykorzystać, w razie jakichkolwiek obiekcji.
  • Sztuką skutecznego pokonywania obiekcji jest przede wszystkim odpowiednie dopasowanie argumentów do napotkanych problemów. W związku z tym kluczowe jest dowiedzenie się, jaki czynnik tak naprawdę powoduje, że klient nie jest zainteresowany.
  • Każdego klienta traktuj indywidualnie. Moduluj głosem, akcentuj najważniejsze informacje, dopasuj tempo wypowiedzi do klienta.
  • Każdą nową rozmowę traktuj jako nowe wyzwanie. Podchodź do niej z energią i zapałem. Nie przenoś złego humoru z poprzedniej rozmowy na nowego klienta.
  • Nie odpuszczaj klienta zbyt łatwo. Czasami nawet najlepsze argumenty nie trafiają do klienta od razu. Zawsze można wtedy próbować podejść klienta z innej strony. Wytrwałość często się opłaca. Oczywiście trzeba uważać, aby nie przesadzić w drugą stronę.
  • Odwołuj się do tego co powiedział klient: „…ale przecież przyznał mi Pan rację, że…”
Czy macie jeszcze jakieś rady, które można zastosować przy zbijaniu obiekcji?

Pozdrawiam,
Artur

października 21, 2012

Ważniejszy jest zysk czy klient?


Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/10/wazniejszy-jest-zysk-czy-klient/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski



Witajcie po dłuższej przerwie :)

W trakcie moich ostatnio prowadzonych rozmów kwalifikacyjnych na stanowisko handlowca, wszystkim kandydatom zadawałem to samo pytanie.

Masz stałego klienta. Obsługujesz jego firmę już kilka lat. Macie bardzo dobrą relację, a sam klient uważa Cię za fachowca oraz ufa Twoim wyborom. Klient potrzebuje nowego produktu z Twojej oferty.

Masz dwie opcje do wyboru.

  1. Zaproponować produkt, który w danej sytuacji sprawdzi się klientowi lepiej. Jest idealnie dopasowany do jego potrzeb. Niestety tak wyszło, że wg. cennika produkt ten jest stosunkowo tani i niewiele na nim zarobisz.
  2. Zaproponować produkt, który również sprawdzi się dobrze, ale nie rewelacyjnie. Można by powiedzieć, że poprawnie i nie powinno być z nim żadnych problemów. Jako jednak, że tak naprawdę został stworzony do innych zastosować (i tam sprawdziłby się lepiej) jest produktem drogim, na którym zarówno Ty, jak i firma macie wysoką marżę.
Pytanie brzmiało, który produkt zaproponujesz klientowi.

Odpowiedzi były różne. Część osób zgodnie twierdziła, że klient jest dla nich najważniejszy i wybraliby opcję pierwszą. Kolejni stawiali na zysk i tłumaczyli to tym, że w razie niezadowolenia klienta dopiero zaproponowaliby produkt lepszy. Byli i tacy, którzy  warunkowali swój wybór w zależności od wagi klienta. Tak naprawdę wszystkie odpowiedzi były na swój sposób poprawne.

Jednakże postanowiłem zadać to samo pytanie, doświadczonemu, długo pracującemu w tej branży handlowcowi.

Jego odpowiedź brzmiała: sprzedałbym pierwszy, lepszy produkt, w cenie tego droższego.

Tym samym udało się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
No cóż, wychodzi na to, że doświadczenie to mimo wszystko podstawa w handlu i jest to coś, czego nie da się nauczyć :)

Jak Wy byście postąpili w takiej sytuacji?

Pozdrawiam,
Artur



sierpnia 23, 2012

Nie oceniaj po pozorach


Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/08/nie-oceniaj-po-pozorach/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski





Świetny przykład na to, dlaczego nie powinniśmy oceniać ludzi po pozorach, ani bezkrytycznie przyjmować tego, co możemy zaobserwować w otaczającym nas świecie.

Ciekawe jak często, my sami stajemy się ofiarą takiej właśnie iluzji.
Enjoy.


Pozdrawiam,
Artur Rogowski

sierpnia 16, 2012

Zaawansowane techniki sprzedaży na wesoło ;)


Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/08/zaawansowane-techniki-sprzedazy-na-wesolo/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski


Z braku czasu, coś na wesoło. Ot, dobra technika sprzedaży ;)



Korzystanie z męskiej toalety.
Mały penis: 10 eurocentów
Duży penis: 2 euro

(źródło: joemonster.org)

Pozdrawiam,
Artur

sierpnia 08, 2012

Jak nie negocjować ceny.


Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/08/jak-nie-negocjowac-ceny/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski






Często zdarza się tak, że handlowcy sprzedają produkt po maksymalnej cenie, bądź nawet z zawyżoną marżą.
Równie często przychodzi taki moment, gdy klient z różnych względów zaczyna uważać tą cenę za nieatrakcyjną i chce ją negocjować.

W tym momencie łatwo popełnić bardzo duży błąd. Poniżej historia w formie przestrogi.

Pewien handlowiec w firmie X od wielu wielu lat sprzedawał swojemu klientowi produkt po zawyżonej cenie - powiedzmy, że po 50 zł za sztukę. Dotychczas współpraca układała się bardzo dobrze. Jednakże pewnego dnia ów klient otrzymał od konkurencji ofertę na podobny produkt, o zbliżonych parametrach, lecz po niższej cenie - 30 zł. Powiedział to swojemu opiekunowi handlowemu z firmy X, gdyż był zadowolony z tej firmy i liczył, że handlowiec będzie w stanie przebić ofertę konkurencji.

Nie zawiódł się, gdyż już podczas pierwszej rozmowy, bez zastanowienia handlowiec dał cenę o jeden grosz niższą od ceny konkurencji, czyli cenę 29,99.

Wydawałoby się, że wszystko jest w porządku i klient powinien być zadowolony.
Tak się jednak nie stało. Klient zerwał współpracę.
Dlaczego?

Klient po prostu poczuł się oszukany, że handlowiec, któremu ufał, przez kilka lat sprzedawał mu produkt po zawyżonej cenie i to w sytuacji, gdzie mógł tą cenę "od tak", od razu zmniejszyć o 40%!

Nie pomogły żadne sztuczki, próby i błagania - klient całkowicie odszedł od firmy X.

Jak można było wyjść z takiej pułapki?

Moim zdaniem były 3 wyjścia.

  • Spróbować przekonać klienta o wyższości naszego produktu, nad produktem konkurencji i utrzymać dotychczasowe warunki, dając ewentualnie niewielki rabat.
  • Zaproponować asortyment z niższej półki, tym samym mogąc zaproponować niższą cenę.
  • Ostatecznie zejść do ceny proponowanej przez konkurencję, ale po negocjacjach. Tak, aby klient miał poczucie tego, że ta cena jest tylko dla niego i wynika właśnie z długotrwałych i zażartych negocjacji.
Jakie dodatkowe możliwości widzielibyście w tej sytuacji?

Pozdrawiam,
Artur

 

lipca 24, 2012

Po co komu sprzedaż telefoniczna?


Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/07/po-co-komu-sprzedaz-telefoniczna/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski




Witajcie po dłuższej przerwie.

Po pierwsze, chciałbym zauważyć, że za radą kilku osób zmieniłem kolorystykę bloga. Mam nadzieję, że teraz czyta się go bardziej komfortowo.

Po drugie, chciałbym przeprosić Was za długie przerwy w pisaniu, ale ciężko mi ostatnio znaleźć na to czas. Mimo wszystko mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie ;)

Planuję w najbliższym czasie napisać cykl postów o sprzedaży telefonicznej. Stwierdziłem, że na tym chyba znam się w tym momencie najlepiej i chętnie się swoją wiedzą podzielę. Alex Barszczewski pisał na swoim blogu, że trzeba znaleźć w życiu swoją niszę, więc na ten moment próbuję nią uczynić właśnie ten rodzaj sprzedaży.

Dziś tylko krótko o zastosowaniu sprzedaży telefonicznej w dzisiejszych czasach.

Nie ulega wątpliwości, że najskuteczniejszym kanałem komunikacji, a jednocześnie kanałem sprzedaży, jest sprzedaż bezpośrednia face2face. Nic nie jest w stanie zastąpić rozmowy w cztery oczy, komunikacji niewerbalnej, relacji i atmosfery budowanej prawdziwą rozmową. Po co więc sprzedaż telefoniczna?

Sprzedaż telefoniczną wykorzystuje się obecnie zarówno w sprzedaży B2C, jak i B2B. W swojej pracy miałem do czynienia z oboma jej zastosowaniami.

Gdy mówimy o sprzedaży do klientów indywidualnych, sprzedaż telefoniczna jest najtańszym i najszybszym sposobem na dotarcie do bardzo dużej ilości klientów. Żaden handlowiec, nawet poruszający się śmigłowcem, nie jest w stanie skontaktować się z tak dużą liczbą klientów, jak sprzedawca telefoniczny. Jeżeli chodzi o koszta, można by powiedzieć, że mailing jest tańszy. Natomiast na pewno nie jest skuteczniejszy.

Oczywiście nie każdy produkt da się sprzedać przez telefon. Taki produkt powinien być możliwie prosty w swojej konstrukcji oraz sprzedawany na jasnych warunkach. Warto też, aby klient miał możliwość zobaczenia go, bądź przeczytania o nim, na przykład w internecie. Trudniejsze artykuły, czy też usługi bardzo ciężko jest sprzedać nie spotykając się z klientem osobiście. Natomiast w takim wypadku sprzedaż telefoniczna może służyć do umawiania leadów, czyli spotkań dla handlowców. Dzięki temu, handlowiec jedzie już do wstępnie zainteresowanego klienta, nie tracąc czasu i pieniędzy na spotkania z osobami, które już przez telefon nie wyraziły chęci kupna produktu.

Sprzedaż telefoniczna do klientów indywidualnych jest najczęściej wykorzystywana w tak zwanych call center, do masowej sprzedaży akwizycyjnej. Obecne skojarzenia z tego typu działalnością klienci mają raczej negatywne, lecz dobra kadra, z umiejętnościami sprzedażowymi na odpowiednim poziomie, a także mądrze dobraną polityką sprzedaży, może przynieść firmie naprawdę dużo korzyści.

Sprzedaż telefoniczną często łączy się także z funkcją infolinii, gdzie konsultanci odpowiadający na pytania klientów, mają od razu możliwość sprzedaży niektórych usług.

Plusy sprzedaży telefonicznej (B2C): jest szybka, tania, skuteczna i obejmująca dużą liczbę klientów
Minusy sprzedaży telefonicznej (B2C): ograniczona liczba produktów możliwych do sprzedaży, negatywne skojarzenia

Tak jak wspomniałem na początku, sprzedaż telefoniczna jest wykorzystywana także w sprzedaży B2B.

Głównym jej zastosowaniem jest wsparcie sprzedaży bezpośredniej i obsługa klientów z małym potencjałem, nie generujących zysków na takim poziomie, aby opłacało się do nich wysyłać handlowca.

W momencie, gdy klient zwiększa swój potencjał handlowy możemy przesunąć go do obsługi bezpośredniej, jak i zastosować to w drugą stronę, czyli klientów, którzy są przez handlowców zaniedbywani, możemy przekazać do sprzedaży telefonicznej. Dzięki temu firma maksymalizuje zyski, przy minimalnych kosztach.

W dzisiejszych czasach koszty opłat za połączenia telefoniczne, szczególnie przy możliwości wykorzystania protokołu internetowego są minimalne, a pozwalają na częstą, skuteczną obsługę swoich klientów na wysokim poziomie.


Plusy sprzedaży telefonicznej (B2B): pozwala na tanią obsługę i budowanie relacji ze wszystkimi, nawet mało ważnymi klientami, pozwala minimalizować koszty takiej obsługi, a także skutecznie wyłapywać klientów ze zwiększającym się potencjałem handlowym
Minusy sprzedaży telefonicznej (B2B): Jeśli jest używana jako wsparcie sprzedaży bezpośredniej, a nie jej zamiennik, właściwie ciężko mówić o jakichkolwiek wadach.


Gdy tylko znajdę więcej czasu, przyjrzymy się sprzedaży telefonicznej jeszcze dokładniej.

Pozdrawiam,
Artur
 

lipca 11, 2012

Najlepsze CV na świecie ;)



Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/07/najlepsze-cv-na-swiecie/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski





Najlepsze video CV na świecie ;)    
Utwór pochodzi z serialu How i met your mother. Awesome ;)


Pozdrawiam,
Artur

lipca 02, 2012

Dlaczego nie mogę znaleźć pracy?

 

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/07/dlaczego-nie-moge-znalezc-pracy/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski





Hej,
dziś chciałbym znów poruszyć temat rekrutacji. Ci, którzy mnie czytają, wiedzą, że ostatnio sam szukałem nowej pracy - na szczęście z powodzeniem. Z tego też powodu, od tygodnia sam już prowadzę rekrutację do swojego zespołu i... szczerze mówiąc jestem załamany poziomem spływających aplikacji.

W ogłoszeniu wyraźnie napisane: CV + list motywacyjny.
Ponad połowa aplikacji to tylko CV, bez listu - do odstrzału, bez czytania.

Jeśli już ktoś pamiętał o liście motywacyjnym to i tak zdarzały się fantastyczne kwiatki.
Standardem są listy motywacyjne bez wpisanego adresata - czyli totalna masówka.
Kilka listów motywacyjnych miało wpisaną datę z zeszłego roku.
Nie dziwią mnie już listy motywacyjne, które są przepisaniem CV.
Jeżeli ktoś już się postara o takie szczegóły jak wyjustowanie tekstu, czy odpowiedni układ graficzny - robota prawie pewna ;)
Dwa listy motywacyjne były adresowane do innej firmy.
Hitem był list motywacyjny zawierający takie oto uniwersalne zdanie: "Szanowni Państwo, zgłaszam swoją kandydaturę na proponowane przez Państwa stanowisko w tej firmie". Jak czytam coś takiego, to mi ręce normalnie opadają.
Kolejny ewenement to aplikacja zawierająca... CV - stron 42 (słownie: czterdzieści dwie), list motywacyjny - 25 stron i dwie prezentacje. Jedna na temat sprzedaży, druga ze zdjęciami kandydata.

Mimo wszystko po ciężkich bojach udało się wyselekcjonować dobrze zrobione aplikacje i umówić się na rozmowę. 40% kandydatów nie wiedziało czym się zajmuje firma, w której starają się o pracę. Jeden kandydat przyszedł na takim kacu, że rozmowa nie miała sensu.

Na zakończenie dodam, że nie proponuję jakiejś sezonowej, mało płatnej, czy związanej z ciemnymi interesami pracy - co sugerowałby poziom spływających aplikacji. 

Moi Drodzy, to naprawdę widać, czy ktoś się przyłożył pisząc aplikację. No ale przecież lepiej jest pójść na łatwiznę i później zrzędzić, że nikt nie oddzwania, a w kraju nie ma pracy.

Pozdrawiam,
Artur

PS. W ramach pocieszenia dodam, że mimo wszystko 3 wartościowe osoby znalazłem i już razem współpracujemy :)

czerwca 25, 2012

Kiedy sprzedawca może się wtrącić w wybór klienta?

 

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/06/kiedy-sprzedawca-moze-sie-wtracic-w-wybor-klienta/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski





Nie przy wszystkich produktach maksyma "nasz klient nasz pan" się sprawdza. Istnieją takie branże, gdzie to sprzedawca gra pierwsze skrzypce jeżeli chodzi o wybór dokonywany przez klienta.

Z pewnością takiej sytuacji nie zaznamy w sklepie spożywczym.
Jeżeli wybiorę musztardę rosyjską, żaden sprzedawca nie powie mi, że źle robię, gdyż dużo lepsza jest sarepska. Najprawdopodobniej sprzedawca po prostu skasuje mój towar i na tym nasza przygoda się zakończy.

Trochę inaczej zaczyna już być w sektorze usług. Tam sprzedawcy starają się dopasować taką usługę, która najlepiej pasuje do ich klienta. Jeżeli wybierzemy np. pakiet minut komórkowych, który kompletnie nam się nie przyda, najprawdopodobniej sprzedawca postara się ukierunkować nas na bardziej dopasowany dla nas produkt. Jeżeli natomiast uparlibyśmy się przy naszym, z pozoru beznadziejnym wyborze, nie wydaje mi się, aby któryś ze sprzedawców zabronił nam jego kupna :)

Jednakże ciekawym jest, że są, tak jak wspomniałem na początku, branże, gdzie klient ma czasami bardzo mało do powiedzenia. Są to branże ściśle techniczne, tam gdzie poza produktem liczy się przede wszystkim odpowiedzialność sprzedawcy za prawidłowe funkcjonowanie sprzętu i efekt końcowy klienta. W momencie, gdy klient potrzebuje do produkcji na przykład specjalistyczne wiertła do stali nierdzewnej, to od sprzedawcy będzie zależało jaki produkt zaproponuje on klientowi. Tylko wtedy będzie on w stanie zagwarantować prawidłowe funkcjonowanie oferowanego przez niego produktu. Są firmy, gdzie nawet zabrania się sprzedaży nie dobranego odpowiednio produktu, z uwagi na dbałość o renomę i markę firmy.

Tak więc, jest to kolejny dowód na to, że sprzedaż nie jest czarno biała i nie wszystkie hasła są uniwersalne :)

Pozdrawiam,
Artur

czerwca 23, 2012

Where the hell is Matt 2012

 

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,
Artur Rogowski



Kolejny filmik Matta prezentujący jego niebanalne podróże.


Też nabraliście ochoty gdzieś teraz pojechać ;)?
Teraz trzeba tak ułożyć sobie życie zawodowe, by móc pozwolić sobie na taką ilość zwiedzania w ciągu roku :)

Pozdr,
Artur

czerwca 17, 2012

Rozmowa rekrutacyjna

 

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/06/rozmowa-rekrutacyjna/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski




Hej!
Ostatnio, pierwszy raz od kilku lat brałem udział w rozmowie rekrutacyjnej, nie jako rekrutujący, a jako kandydat. Szczerze mówiąc nawet wiedząc jak ten proces wygląda z drugiej strony, zastanawiałem się jak mi pójdzie. Jako, że wszyscy pracodawcy, u których byłem chcieli ze mną współpracować i zdecydowaliby się mnie zatrudnić (oczywiście mogłem wybrałem tylko jednego :) ) okazało się, że osiągnąłem aż 100% skuteczność w trakcie tych rozmów. Dziś zacząłem się zastanawiać co było głównym elementem, który wpłynął na mój sukces i co jest najważniejsze w rozmowie rekrutacyjnej. Z pewnością nie jesteśmy w stanie w żaden sposób "ulepszyć" swojego doświadczenia ani umiejętności. Wszystko zależy więc od tego jak się zaprezentujemy. W jakim świetle ukażemy te umiejętności i doświadczenie, które posiadamy. Co jednak zrobić aby się dobrze wypaść? Pomijając wszystkie oczywistości typu schludnie się ubierz, przygotuj sobie odpowiedzi na najbardziej prawdopodobne pytania itd., moim zdaniem najważniejszym i kluczowym czynnikiem są brak stresu i naturalność.

Wiem, że są osoby, które mają problem z kontrolowaniem swojego poziomu zestresowania, lecz niewątpliwie warto nad tym pracować. Jak radzić sobie ze stresem? Podejdźcie do tej rekrutacji jak do zwykłej rozmowy z osobą, która też ma przecież do Was jakiś interes (potrzebuje pracownika). Podczas rozmowy jesteście (przynajmniej tak powinno być, a jeśli nie jest zastanowiłbym się nad wyborem takiej firmy) równorzędnymi partnerami w rozmowie. Jak rozmawiacie z panią w sklepie bądź ze znajomymi to też się stresujecie? Co więcej, po co się stresować skoro jeśli nie uda Wam się dostać tej pracy tak naprawdę nic się nie stanie. Nikt nie umrze, świat się nie skończy. Po prostu będziecie w tej samej sytuacji co przed rozmową. Pamiętajcie też aby mówić tylko i wyłącznie prawdę - mówiąc prawdę nikt Was na niczym nie przyłapie, więc także nie powinniście się wówczas stresować.

Brak zestresowania i naturalność w rozmowie rekrutacyjnej umożliwi Wam przede wszystkim zaprezentować prawdziwego siebie. Dacie się poznać pracodawcy. Kto chciałby zatrudnić pracownika, który ze stresu nie potrafił wydukać swojego nazwiska albo 10 razy w kółko mówił to samo bez ładu i składu? Spróbujcie, a zobaczycie, że taka rozmowa bez stresu przebiega w zupełnie innej atmosferze. Jest nawet miejsce na jakiś żart, może jakąś anegdotę, rozmowę o życiu, biznesie. Z jednym z Dyrektorów podczas rekrutacji ponad pół godziny rozmawialiśmy o rozwoju osobistym mimo, że nie miało to związku ze stanowiskiem, na które aplikowałem! Dzięki naturalnej rozmowie dajecie się poznać jako człowiek, a przecież pracujemy z ludźmi, a nie z robotami nie posiadającymi nic więcej ponad określony zestaw umiejętności.

Pozdrawiam,
Artur

maja 27, 2012

Potrafisz, potrafisz!

   

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,
Artur Rogowski



"Nie potrafię".
Jak często tym sformułowaniem zasłaniają się nasi znajomi, czy też my sami? Jakby głębiej przyjrzeć się każdemu problemowi jaki mamy, okaże się, że w większości będzie on zależał nie od naszych umiejętności, a od naszych chęci.

Słowo potrafić oznacza "umieć coś zrobić", czyli jest połączone z naszymi umiejętnościami. Rozumiejąc to słowo tylko w taki sposób, zauważymy jak często jest ono nadużywane.

"Nie potrafię nauczyć się chińskiego w jeden dzień", "Nie potrafię doskoczyć na księżyc", "Nie potrafię przebiec 100 metrów w sekundę" - te wszystkie stwierdzenia są prawdziwe, gdyż faktycznie, fizycznie niemożliwe jest dokonanie tych czynności (przynajmniej na rok 2012 ;) ). 

Zwróćcie jednak uwagę jak często słyszymy na około siebie: 
"Nie potrafię rozwiązać tego zadania" - mimo, iż ktoś nawet nie spróbował, a dysponuje i czasem i wiedzą
"Nie potrafię zaliczyć tego egzaminu" - mimo, że jest wystarczająco dużo czasu na naukę i fizycznie można by opanować taki materiał na przykład dwukrotnie
"Nie potrafię z nim porozmawiać" - oczywiście, że potrafisz, ponieważ umiesz mówić i słuchać
"Nie potrafię się do tego przyznać" - jak najbardziej potrafisz, umiesz przecież mówić, co najwyżej nie chcesz tego zrobić.

Bardzo często okaże się, że zwrot "nie potrafię" jest tylko wygodną wymówką. O ile łatwiej jest zrzucić nasze niepowodzenia, niezrealizowane plany na coś na co nie mamy wpływu. 

Jednak w rzeczywistości najczęściej brakuje nam chęci, a one zależą tylko i wyłącznie od nas samych! 
Także do boju, czas zrobić wszystkie te rzeczy, których podobno nie potrafiliśmy ;)

Pozdr,
Artur R.

maja 07, 2012

Aktywne słuchanie w telesprzedaży

   

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/05/aktywne-sluchanie-w-telesprzedazy/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski




Wielu telemarketerom wydaje się, że w sprzedaży telefonicznej wystarczy odczytać skrypt rozmowy aby być skutecznym. Za doświadczonych uważają się gdy wiedzą, że istnieje coś takiego jak hak sprzedażowy, czy też analiza potrzeb.

Jeśli to jest takie proste to czemu więc tylu ludzi nie radzi sobie ze sprzedażą telefoniczną?
Moim zdaniem w połowie przypadków przez brak umiejętności aktywnego słuchania. Słuchanie i mówienie to jedyne bodźce w sprzedaży telefonicznej. Nie możemy zrobić na kliencie wrażenia dobrym wyglądem, czy też dowiedzieć się czegoś o nim oglądając jego biuro. Co więcej, w masowym telemarketingu nie ma zazwyczaj czasu nawet na zrobienie researchu. Dlaczego więc niektórzy przez brak słuchania praktycznie pozbawiają się  połowy szans na skuteczną sprzedaż?

Osobiście widzę dwa powody. Pierwszy z nich to słabe szkolenia i źle ukierunkowana kadra zarządzająca. Z doświadczenia wiem, że są "managerzy", którzy uważają, że informacja zwrotna, czy dodatkowy warsztat to strata czasu, który można by przecież przeznaczyć na dzwonienie. Sprzedawca nauczony takiego podejścia będzie chciał tylko odklepać swój skrypt, aby jak najszybciej obdzwonić kolejnego klienta.

Drugi powód to wypalenie sprzedawców. Jest to dość żmudna praca i nie każdy wytrzymuje ją psychicznie. Po którymś miesiącu klepania w kółko tego samego, można mieć dość. Wówczas Doradcy, którzy wiedzą, że i tak odklepią taką ilość sprzedaży aby "góra" była zadowolona, nie przykładają się do rozmów.

Obu tym powodom możemy drodzy Koledzy i Koleżanki przeciwdziałać, a zdecydowanie warto!

Co daje nam aktywne słuchanie?
Jest przede wszystkich drugim, obok analizy potrzeb (choć ją też należy przeprowadzić aktywnie słuchając), źródłem informacji o Kliencie. Informacje, które podczas prezentacji oferty dostarcza nam Klient, często decydują o sukcesie sprzedaży. Natomiast brak dopasowania prezentacji oferty pod Klienta, najczęściej skutkuje zerowym wynikiem na koniec dnia.

Robiąc nasłuchy często słyszałem podobny dialog:
- Dodatkowo będzie mógł Pan korzystać z telewizji
- Ale ja nie mam telewizora
- Mhmm... tak jak mówiłem będzie to dodatkowych 40 kanałów..
- Powtarzam, że nie mam telewizora
- ... wśród kanałów dodatkowych natomiast....

i tak do chwili, aż zdenerwowany Klient rzucił słuchawką. Potem biedny sprzedawca dziwi się, że nikt nie chce z nim rozmawiać.

W takiej sytuacji należałoby całkowicie odpuścić temat telewizji i skupić się na innych obszarach, w których Klient może odnieść korzyść. Bardzo często informacjami, które zadecydują o sprzedaży będą pozornie nieistotne informacje.

Taki mały przykład z praktyki:
- wspominał Pan, że ma Pan córkę, prawda?
- prawda.
- czy mogę zapytać czy córka mieszka w Polsce czy za granicą?
- za granicą, a dlaczego Pan pyta?
- Gdyż dodatkowo w tej ofercie posiadamy możliwość obniżenia cen na połączenia zagraniczne, więc pomyślałem sobie...

To wszystko wydaje się bardzo proste, wystarczy słuchać, kojarzyć fakty dostarczane nam przez Klienta i umiejętnie wykorzystywać je w prezentacji oferty.
Telesprzedawcy! Rozmowa przez telefon to naprawdę nie tylko przeczytanie skryptu :)

Pozdr,
Artur R.

maja 04, 2012

Nie załamuj się!

   

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/05/nie-zalamuj-sie/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski




Hej,
z racji braku czasu dziś bardzo krótki post. 
Zastanawialiście się kiedyś jak reagujecie na różnego rodzaju, przykre zdarzenia, które Was dotykają?

Niestety z moich obserwacji wynika, że bardzo duża liczba osób w takich sytuacjach ma tendencje do załamywania się. Co więcej, zazwyczaj nie dotyczy to naprawdę dużych, osobistych tragedii, ale dość niewielkich przykrości, których każdy z nas doświadcza w życiu całkiem sporo.

Reakcją takich osób jest totalna rezygnacja. Niektórzy płaczą, niektórzy cały dzień chodzą wściekli. Prawie wszyscy zaczynają opowiadać swoją smutną historię swoim znajomym, żaląc się jak wiele niesprawiedliwości i pecha ich spotyka.

Osobiście bardzo nie lubię rozmawiać z ludźmi, którzy się żalą. Wiadomo, każdy z nas ma różnego rodzaju wątpliwości czy chwile zwątpienia, ale narzekania jako takiego nie znoszę.

Jak więc ta reakcja wygląda u mnie?
Każde takie zdarzenie przepuszczam przez filtr pytaniem: 

Czy mogę w jakiś sposób temu zaradzić bądź zmienić ten przykry stan faktyczny?

Jeżeli nie - nie ma tematu. Nie ma zamartwiania się, użalania, bo to i tak w niczym nie pomoże. Po prostu, życie toczy się dalej.

Jeżeli tak - całą swoją siłę i motywację kieruję na możliwe rozwiązania problemu. Tak jak pisałem wyżej, narzekanie w niczym nie pomoże i nic nie zmieni. Ten czas, który ludzie marnują na użalanie się można wykorzystać na zmianę tego co nam się nie podoba albo wypracowanie nowych rozwiązań.

Nie uważacie, że takie podejście jest po prostu bardziej efektywne?

Spróbujcie poobserwować ludzi, z którymi przebywacie. To o czym piszę wydaje się być banalnie proste ale zdziwicie się ile osób z uwielbia po prostu siedzieć i narzekać.

Pozdr,
Artur R.

kwietnia 29, 2012

Uważaj na dziennikarza

 

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/04/uwazaj-na-dziennikarza/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski



Hej,
znalazłem dziś na portalu wp.pl "artykuł" o zawodzie coacha. Tekst jest dowodem na to jak łatwo jest mediom  manipulować opinią społeczną poprzez wypowiadanie się w tematach, o których nie mają pojęcia. Cały artykuł jest tendencyjny i widać, że osoba, która go pisała nawet nie zadała sobie trudu dowiedzenia się czym jest prawdziwy coaching.

Artykuł do przeczytania tutaj: Artykuł

Podsumuję to tak: poziom polskich mediów (również telewizyjnych) powoli sięga dna. Jednak co smutniejsze, ludzie najczęściej przyjmują każde takie informacje bezkrytycznie i bez zweryfikowania ich w innych źródłach. Parafrazując autora artykułu: "dziennikarzem może być każdy".

Pozdr,
Artur R.

kwietnia 25, 2012

Ucz dzieci przedsiębiorczości




Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/04/ucz-dzieci-przedsiebiorczosci/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski



Hej,
dziś Marek Wojciechowski na swoim blogu wrzucił bardzo ciekawe wystąpienie Camerona Herold dotyczące rozwijania przedsiębiorczości u dzieci. Pozwolę sobie wrzucić je również tutaj:


Link do filmu



Uważam, że przemówienie jest świetne. Bardzo autentyczne w odbiorze i oparte na własnych doświadczeniach, a nie na książkowej teorii.
Niestety prawdą jest, że polskie szkoły (nie wiem jak w innych krajach) nie próbują doskonalić w dzieciach tego co co robią dobrze. Możesz być najlepszy z matematyki, przedsiębiorczości i fizyki, ale jeśli będziesz miał 1 z języka polskiego, czy z biologii będziesz uważany za głupiego. Dlaczego? Dodatkowo przez cały okres kształcenia (włącznie ze studiami wyższymi) wymagana jest od nas wiedza ogólna, lecz co gorsze - tylko w formie teoretycznej. Brak jest zajęć praktycznych, gdzie uczono by przyszłe pokolenia jak poradzić sobie w życiu, jak wykorzystać te umiejętności, które posiadamy. Studiując prawo ani razu, na żadnych ćwiczeniach, wykładach, fakultatywnych zajęciach nie pisałem pozwu. Wiem za to, że w 1798r., w Anglii, wprowadzono pierwszy podatek dochodowy. Jak w ten sposób edukowana młodzież ma potem poradzić sobie w pierwszej pracy, czy też ogólniej mówiąc w życiu? Obawiam się jednak, że na szkołę w tym zakresie jeszcze długo nie będzie można liczyć. Wychodzi więc na to, że to rodzice muszą wziąć sprawy w swoje ręce. Dopóki tego nie zrobią będziemy wychowywać kolejne pokolenia młodych ludzi przeciętnych we wszystkim, zamiast dobrych w tych dziedzinach, które naprawdę ich interesują. Ile młodych osób, które znacie ma na tyle dużo ambicji aby samemu, bez pomocy nikogo wyjść poza schematy, które od dziecka są nam wpajane? Ja osobiście niewielu.

Pozdr,
Artur R.

kwietnia 23, 2012

Sprzedawco: mów o wszystkim.




Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/04/sprzedawco-mow-o-wszystkim/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski




Hej,
dziś temat typowo sprzedażowy.


Swoim sprzedawcom zawsze staram się uświadomić, że bardzo często na decyzje zakupowe klientów wpływają detale oferty. Dlatego też jeśli podstawowymi metodami i argumentami nie jesteśmy w stanie przekonać klienta, warto jest mówić o wszystkim, nawet jeśli z pozoru jest to bezcelowe. W ten sposób możemy odnaleźć ukrytą potrzebę klienta.


Przemyślcie sobie ile razy Wy kupowaliście coś ze względu na jakiś mały szczegół w specyfikacji produktu. Na przykład kupując buty na zimę wybieramy między modelem A i B. Model A jest tańszy, ma grubszą podeszwę, jest lepiej zszyty i lepiej ocieplony. Model B natomiast ma za to fantastyczną wkładkę, która chłodzi naszą stopę i wspomaga komfort chodzenia ;). Bardziej racjonalnym wyborem jest oczywiście but A, natomiast często będzie tak, że ze względu na jakiś szczegół, chociażby tą wkładkę, racjonalność zejdzie na dalszy plan. Jeśli nie przemawia do Was przykład z butami przyjrzyjmy się chociażby telefonom komórkowym. Jak często wybieraliście model teoretycznie słabszy, czy też dużo droższy tylko dlatego, że miał jakąś bajerancką funkcję?


Człowiek przy zakupach kieruje się emocjami i sobie tylko znanymi pobudkami, jak na przykład detale czy szczegóły. Zauważcie, że często gdy już się na jakiś produkt "napalimy", to wszystkie inne przestają nam się podobać, mimo, że wybranie ich byłoby bardziej racjonalne.


Pamiętajcie o tym podczas sprzedaży, ponieważ często możecie stracić klienta, nie potrafiąc znaleźć jego ukrytej potrzeby.


Pozdr,
Artur R.

kwietnia 22, 2012

Jak nie ulec frustracji pracując na etacie.



Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/04/jak-nie-ulec-frustracji-pracujac-na-etacie/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski




Hej!
Miał być kolejny post o nieocenianiu ludzi po pozorach, jednak doszedłem do wniosku, że musiałbym przy tej historii podać za dużo szczegółów, aby oddać jej sens. Wiązało się z tym niebezpieczeństwo łatwego rozpoznania osób w niej opisanych - także dziś zupełnie o czymś innym.


Zapewne wielu z Was, odczuwa czasami frustrację związaną z pracą na etacie (też tak kiedyś miałem :) ). Ma to też związek z niecierpliwością, o której już pisałem. Mianowicie mając chęci i ambicję pracowania na własny rachunek, a jednocześnie z różnych względów nie mogąc sobie jeszcze pozwolić na taki charakter zarabiania pieniędzy, podchodzimy do pracy na etacie jako do zła koniecznego. Sytuacja pogarsza się kiedy pracodawca nie docenia naszych kompetencji, nie oferując nam odpowiedniego dla nas stanowiska, które byłoby dla nas satysfakcjonujące i pozwoliłoby nam dalej się rozwijać. Dodatkowo bywamy sfrustrowani naszymi wąskimi możliwościami, niekompetencją innych osób, czy też decyzjami, które my podjęlibyśmy inaczej. Taka sytuacja zazwyczaj przekłada się na ilość wysiłku jaki wkładamy w pracę (tłumacząc to sobie tym, że przecież i tak nie pracujemy na własny rachunek, a dodatkowo nikt naszych starań nie docenia), narzekając potem na wysokość zarobków. Co robić aby w znacznym stopniu jednak poprawić sobie tą jakość pracy na etacie?


Należy zmienić nasze podejście, co już od pewnego czasu, z powodzeniem, uskuteczniam.


Zastanówcie się co by było, gdybyśmy zaczęli traktować naszego pracodawcę jako zwykłego klienta? Wyobraźcie sobie, że jednak pracujecie na własną rękę, oferując swoje usługi klientowi, który Was zatrudni.
Z pewnością wielu z Was wie, bądź wyobraża sobie jak traktowałoby swoich klientów gdyby tylko mieli swoją firmę. Zróbcie tak z pracodawcą. Dajcie z siebie więcej, rozwijajcie się, dbajcie o swojego pracodawcę (tak, tak!), tak jak dbalibyście o swojego klienta. 


Teraz wielu z Was zapyta: "po co, skoro nic z tego nie będę miał? Mój szef i tak tego nie doceni, nie awansuje mnie, nie da podwyżki". Jeśli Wasze starania nie przyniosą skutku,  pomyślcie co zrobilibyście, gdyby pracując na własną rękę taka sytuacja miała miejsce. Przykładowo: nie ma popytu na Wasze usługi, klienci nie chcą płacić tyle ile byśmy oczekiwali, itd. Ja sam na to pytanie odpowiedziałbym, że należałoby jeszcze poprawić jakość moich usług, znaleźć nowych klientów, wprowadzić dodatkowe usługi do swojej oferty. 
Zróbcie to więc pracując na etacie :) Obecny klient (pracodawca) Wam nie odpowiada? Znajdźcie innego. Nikt Wam nie chce dać podwyżki za to co robicie? Pomyślcie co innego moglibyście zacząć robić aby na nią zasłużyć. 


Wbrew pozorom, taka prosta zmiana nastawienia, może bardzo szybko pomóc nam osiągnąć satysfakcję z tego co robimy w pracy, jednocześnie podnosząc wysokość naszych zarobków.


Jeśli uważacie, że to nie dla Was, że to przecież tyle starania i roboty, że przecież szukanie nowej pracy to tyle zachodu, że za długo trzeba czekać na skutki takiego działania (itd.), zastanówcie się, czy aby na pewno poradzilibyście sobie z pracą na własny rachunek. Uważam, że z takim podejściem - nie. Także, mimo wszystko uważam, że warto zrobić sobie taki sprawdzian i rozwijać naszą "wewnętrzną" firmę, zdobywając rynek :) Powodzenia! :)


Pozdr,
Artur R

kwietnia 19, 2012

Podejście do Klienta




Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/04/odpowiednie-podejscie-do-klienta/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski


Dzisiejszy post będzie tylko luźną uwagą, niezwiązaną za bardzo z moją pracą (poza faktem występowania elementu sprzedaży), zwracający jednak uwagę na to, jak niekompetentny sprzedawca może negatywnie wpłynąć na ilość sprzedaży i jakość obsługi klienta.


Interesuję się zegarkami.  Często, gdy jestem w jakimś centrum handlowym lubię wejść do salonu po prostu popatrzeć, bądź też czasami przymierzyć jakiś podobający mi się czasomierz. Dla nieobeznanych w temacie powiem, że sam fakt, że zegarek kosztuje 5-10 tysięcy, wbrew pozorom nie robi wrażenia (ważne dla historii). Z racji niewielkich jeszcze funduszy posiadam kilka zegarków, jednakże z niższej półki. Istotnym dla historii jest również fakt, że moja fascynacja zegarkami mechanicznymi sprawia, że nie wydaje mi się dziwnym wydać na zegarek np. 15 czy 20 tysięcy złotych, jeśli tylko ma się na to środki. Jestem pewien, że gdy tylko będzie mnie na to stać, taki sobie sprawię. 


Przechodząc do meritum: kiedyś, pewnego dnia robiąc zakupy w jednym z centrów handlowych, ponieważ miałem chwilę czasu, postanowiłem wejść do jednego z salonów popatrzeć jakie sprowadzili nowości zegarkowe. Nowości żadnych nie było, aczkolwiek była na wystawie Omega Seamaster Planet Ocean (cena, bodajże około 13 tysięcy), która bardzo mi się podoba, lecz nie miałem jeszcze wówczas okazji pooglądać jej z bliska i przymierzyć. Warto dodać, że ubrany byłem schludnie, aczkolwiek bez żadnej przesadnej elegancji. Grzecznie poprosiłem więc sprzedawcę o pokazanie mi tego zegarka. Gdy zobaczyłem jego minę, zacząłem zastanawiać się czy przypadkiem nie mam czegoś na twarzy. Spojrzał się na mnie bardzo dziwnie i nie zareagował na moją prośbę. Przeczuwałem już, że będzie wesoło, więc jeszcze raz grzecznie poprosiłem o pokazanie mi zegarka. Na to sprzedawca już nie wytrzymał i z nieudawanym oburzeniem zapytał się mnie czy wiem ile ten zegarek kosztuje. Odpowiedziałem, że wiem, natomiast nie bardzo widzę związek z moją prośbą. Jako ripostę usłyszałem tylko: "On kosztuje trzynaście tysięcy! Przecież Pan może go uszkodzić!". Jako, że nie lubię dostarczać sobie dodatkowych stresów, pożegnałem się i wyszedłem.


To co jest ważne:

  • Jest wielu zapaleńców, którzy mimo młodego wieku (wówczas miałem około 20-21 lat), są w stanie przeznaczyć taką kwotę na zegarek.
  • Nie wiem jak wygląda rekrutacja do takich salonów (pomijając już, że sam salon popularnej sieciówki, był wersją exclusive), skoro sprzedawca nie miał najmniejszego pojęcia o tym jak przy takich cenach produktów (a jednocześnie wysokich marżach) powinien traktować klienta, niezależnie od tego co sądzi o nim po pozorach (np. ubiór, czy wiek)
  • Ilość sprzedanych zegarków w podobnych kwotach w takich salonach miesięcznie, to około kilkunastu sztuk (informacja od właściciela innego salonu). Daje nam to obraz tego, jak ważny jest każdy zainteresowany klient.
  • Po takim potraktowaniu, z pewnością nigdy więcej nic tam nie kupię.
Wydaje mi się, że powyższy przykład dość dobrze pokazuje jak ważna jest dobrze dobrana załoga (chociażby posiadająca więcej kultury osobistej niż opisany sprzedawca) oraz wpajanie odpowiedniego podejścia do klienta. Odpowiednie podejście jest w stanie zrekompensować nawet niewiedzę merytoryczną na temat produktu!

Kolejna historia zdarzyła się mniej więcej w tym samym okresie. Przedstawia ona jednak zupełnie inne podejście do klienta.

Rzecz działa się w CH Klif w Gdyni. O ile dobrze pamiętam na piętrze był (nie wiem czy nadal jest) salon z zegarkami (nie sieciówka). Pewnego dnia znalazłem się tam zupełnie nieplanowanie i przypadkiem, kupić coś do jedzenia. O ile dobrze pamiętam, było to chyba po grze w piłkę, bądź po jeździe na rowerach, bo z pewnością wyglądałem jak siedem nieszczęść. Brudne buty, dresy, bluza, do połowy umazany w błocie. Mimo wszystko, nie mogłem oprzeć się pokusie i wszedłem do salonu popatrzeć. Oglądałem zegarki firmy Breguet (ceny w okolicach 40-100 tysięcy złotych - ważne!). Wiedząc, że cały jestem w błocie i wyglądam jak wyglądam, nie myślałem nawet o tym, żeby prosić o obejrzenie z bliska. Nagle zza pleców usłyszałem głos przemiłej Pani, pytającej czy nie chciałbym sobie czegoś przymierzyć i czy może o którymś z modeli chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej. Mówiła o zegarkach za cenę dobrego samochodu, do 20 latka ubranego w ciuchy przeznaczone do zniszczenia, a na dodatek całe umazane w błocie! Wiedząc, że nawet ręce mam brudne, podziękowałem za propozycję i wytłumaczyłem, że na oglądanie przyjdę innym razem. Pani dodała już tylko, że jakby co to żaden problem i gdybym zmienił zdanie, wystarczy, że jej powiem.

Różnicę w podejściu widać od razu, a wystarczyło tak niewiele - kultura osobista i chęci.
Oczywistym jest, że do takiego salonu, bardzo chętnie wrócę, jeśli tylko będę miał taką możliwość.

Czy Wy spotkaliście się kiedyś z podobnymi przypadkami oceniania po pozorach, a z racji tego kompletnie nieodpowiedniego podejścia do klienta?
Jak to wygląda u Waszych sprzedawców, czy też u Was samych?
Czy zwracacie uwagę na to jak ktoś odnosi się do Was podczas gdy jesteście klientem?
Co jest dla Was istotne przy rekrutacji swoich sprzedawców - zwracacie uwagę również na takie podstawy jak dobre wychowanie?

Mam jedną fajną historię dotyczącą oceniania po pozorach, ale zostawię ją na weekend ;)

Pozdr,
Artur R.

kwietnia 16, 2012

Plan na życie




Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski



Ostatnio pisałem o niecierpliwości, która mnie cechuje.
Post do przeczytania tutaj.
Analizując wszystkie zalety i wady takiej postawy stwierdziłem, że jest to mimo wszystko cecha pozytywna, choć niosąca ze sobą pewne zagrożenia, o których również już wspominałem. Próbowałem ostatnio wymyślić sposób na zminimalizowanie tych zagrożeń i zmaksymalizowanie pozytywnych efektów "niecierpliwości".


Większość z Was zapewne korzysta z różnego rodzaju kalendarzyków czy list "things to do" w codziennym życiu, w których zapisujemy zadania, o których musimy pamiętać i zrobić (mowa tutaj o takich przyziemnych sprawach jak zrobienie zakupów, czy pójście na umówione spotkanie). Postanowiłem taką listę zadań wprowadzić jako środek do osiągnięcia swoich celów życiowych, określając je właśnie jako "things to do".


Zanim przejdę do opisania formy w jakiej to zrobiłem, wpierw zaznaczę, że na samym początku określiłem sobie termin, po którego upływie zweryfikuję swój stopień wykonania tych zadań i na nowo zaktualizuję ich listę. Termin ma mnie przede wszystkim mobilizować (nic nie działa tak dobrze jak zbliżający się deadline ;) ) Aktualizacja natomiast ma polegać na zachowaniu wciąż aktualnych postanowień, ale również na dodaniu nowych, bardziej wymagających, które pojawią się na przestrzeni tego czasu. Ma to na celu jak najpełniejsze osiągnięcie celów nadrzędnych.
Dzięki temu moją niecierpliwość chcę wykorzystać jako motor napędowy, jednocześnie dając sobie dłuższy okres czasu na realizację swoich planów, tak aby się nie zniechęcić brakiem rezultatów od razu.


Pamiętając, że nie od razu Rzym zbudowano, pierwszą kontrolę realizacji swoich planów zaplanowałem za rok.


Jako, że ta lista jest dość prywatną i intymną rzeczą, nie będę omawiał jej szczegółów, natomiast postaram się  przybliżyć jej sens.


Tworzenie listy rozpocząłem od stworzenia trzech nadrzędnych celów, których osiągnięcie utożsamiam z prowadzeniem wymarzonego życia i do których realizacji chcę dążyć. Są to sprawy dla mnie najważniejsze, których nie dotyczy termin roku, gdyż opisują one sposób prowadzenia swojego życia i wyznawanych wartości. Mówiąc ogólnie dotyczą one między innymi spełnienia zawodowego, sposobu prowadzenia życia prywatnego oraz związku.


Termin roku dotyczy natomiast zadań, które mają być narzędziem do osiągnięcia celów nadrzędnych. Do każdego celu podpiąłem listę zadań, których wykonanie utożsamiam z jego osiągnięciem. Na przykład jednym z zadań, które pomogą mi osiągnąć spełnienie zawodowe jest ciągła praca z ludźmi (tak jak to robię obecnie), a z kolei jednym z zadań pomocnym do osiągnięcia satysfakcjonującego życia prywatnego są ciągłe podróże. Inaczej mówiąc - jeśli będę dużo podróżował, będę prowadził satysfakcjonujące życie osobiste, ponieważ uwielbiam podróże. Do każdego z celów przypisałem średnio, około 10 zadań.


Następnie wypisałem rzeczy, które pomogą mi w wykonaniu tych zadań. Tak na przykład - w częstym podróżowaniu pomoże mi zgromadzenie odpowiednich rezerw finansowych i poznanie nowych ludzi. Jednocześnie do każdego z zadań/celów stworzyłem listę rzeczy, które w ich realizacji mi przeszkadzają i których powinienem się wystrzegać.


Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi :)


Dzięki temu wiem na czym powinienem koncentrować swoje siły, tak aby wykonać postawione przed sobą zadania, a dzięki temu osiągnąć swoje najważniejsze, nadrzędne cele. Wiem, gdzie powinienem skierować swoją energię, aby móc zrealizować swoje marzenia. Jednocześnie widzę również które moje działania są bezproduktywne i odciągają mnie od samorealizacji.


Na sam koniec wypisałem 5 przymiotników, które chciałbym aby opisywały moją osobę po upływie jednego roku. W ten sposób chcę pamiętać o tym do czego dążę, ale również, że nie zawsze cel uświęca środki i mimo chęci realizacji swoich zadań nadal chcę być postrzegany jako osoba.... (tu trafiły 3 z 5 wybranych przeze mnie przymiotników).


Mi osobiście taka lista bardzo pomogła w uporządkowaniu swoich myśli dotyczących mojego celu w życiu. Jeśli ktoś ma mętlik w głowie i nie bardzo wie czego oczekuje od siebie i od świata, taka lista na pewno pomoże.


Pozdr,
Artur R.

kwietnia 12, 2012

Ćwiczenia praktyczne z zarządzania za darmo ;)




Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/04/cwiczenia-praktyczne-z-zarzadzania-za-darmo/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski



Hej,
wymyśliłem sobie ostatnio bardzo prosty sposób na ćwiczenia praktyczne, z zakresu zarządzania, którym chciałbym się z Wami podzielić. Przede wszystkim  ćwiczenia te w zasadzie nie wymagają od nas żadnych specjalnych przygotowań, dużej ilości czasu, a co najważniejsze pieniędzy.


Potrzeba zrodziła się sama, ponieważ jestem w trakcie realizacji bardzo ciekawego projektu, który wymaga ode mnie wzniesienia się na swoje wyżyny umysłowe i umiejętności ;) To ćwiczenie powstało właśnie po to, aby móc sprawdzić siebie w różnych, głównie nieprzewidzianych sytuacjach, z którymi możemy się spotkać w firmie, czy też w naszym zespole. 


Mianowicie, korzystając z usług różnych przedsiębiorstw (nieważne jakiej wielkości i z jakiej branży), wchodząc do ich lokali, mając kontakt z osobami, które tam pracują, automatycznie wytyczam sobie zadanie. Polega ono na znalezieniu obszarów, które można by polepszyć (w zarządzaniu przedsiębiorstwem/zarządzaniu zespołem/kontakcie z klientem) oraz sposoby jak to zrobić. 


Oczywiście obszary te trzeba niekiedy znaleźć "na pierwszy rzut oka" - jak na przykład sposób ułożenia ekspozycji, gdy jesteśmy w oddziale przedsiębiorstwa tylko 5 minut, jednak gdy z daną firmą mamy dłuższy kontakt można tę zabawę sobie przedłużyć i zacząć "grzebać" głębiej. Mimo wszystko podstawą ćwiczenia jest aby działać szybko, symulując sobie sytuację stresową - szybko wyszukujemy, w jaki sposób i które elementy byśmy zmienili. Dodatkową zaletą takiego szybkiego myślenia jest brak konieczności poświęcania na to ćwiczenie dużej ilości czasu.


Podam może dwa przykłady, aby lepiej zilustrować o co mi chodzi:


1. Spotkanie biznesowe, na dość wymagającym szczeblu, ponieważ w grę wchodzą niemałe pieniądze. Przedstawiciel firmy X rozpoczyna prezentację, chcąc sprzedać firmie Y swój produkt. Gdy tylko przemówienie się zaczęło, zacząłem go, mówiąc w bokserskim żargonie, punktować. Po pierwsze primo - mówi do nas na siedząco - nie podoba mi się to, po drugie primo - zła kolejność slajdów na prezentacji - należałoby niektóre pozamieniać i odrobinę zmienić konspekt prezentacji, tak aby była ona łatwiejsza w odbiorze. Po trzecie primo ultimo ;) - mówienie do rzutnika, bądź do komputera, a nie do słuchaczy, i tak dalej i tak dalej. 


Teraz trochę bardziej życiowy przykład:
2. Udałem się ja kiedyś z moją partnerką do pubu. Pub o przyzwoitej opinii, choć będąc tam dosyć dawno, nie bardzo pamiętałem jakie miałem wrażenia z pierwszej wizyty. Wchodzimy, na pierwszym piętrze bar i 4 panów barmanów. Pytamy się o stolik, na co jeden z tych panów nie czekając na nic zabrał nas piętro niżej, pokazał stolik i poszedł. Usiadłem sobie i wcielając się w rolę managera takiego przybytku zacząłem punktować - po pierwsze brudny stolik - skoro jeden z barmanów i tak schodził nam go pokazać, wystarczyło tak "just in case" wziąć ze sobą szmatkę. Po drugie, fakt faktem szybko ten stolik dostaliśmy, jednak zapomniano nas się zapytać co zamawiamy - rozwiązanie: przed pokazaniem stolika, przy barze na górnym piętrze przyjąć zamówienie. Dodatkowo, zawsze jest większa szansa, że klient, który coś zamówił, zostanie trochę dłużej. Po trzecie, na dole nie ma nikogo z obsługi. Rozwiązanie: jednego z barmanów przerzuciłbym na dół, żeby klient nie musiał sam tarabanić się po schodach na górę aby złożyć zamówienie (gdy poszedłem aby to zrobić, czterech panów barmanów dalej siedziało i kompletnie nic nie robiło). Siedząc już przy piwku zacząłem ćwiczyć dalej: zmiana oświetlenia, zmiana ułożenia stołów, gdzie w wygospodarowanym w ten sposób miejscu zrobiłbym mini bar i tak dalej i tak dalej.


Mam nadzieję, że widzicie o co mi chodzi w tym ćwiczeniu.


Pozostaje tylko zadać pytanie: co to ćwiczenie mi daje i czy warto je robić.
Moim zdaniem warto, a korzyści z niego płynące to głównie:

  • wskazówki jak w sytuacjach biznesowych postępować, bądź jakich zachowań unikać (pierwszy przykład)
  • rozwijanie umiejętności szybkiego podejmowania decyzji i radzenia sobie pod presją czasu
  • rozwijanie w sobie instynktu managera 
  • sprawdzanie czy poradzilibyśmy sobie w innych branżach (przykład drugi, gdzie z branżą gastronomiczną jeszcze nigdy nie miałem do czynienia)
Zapraszam do komentowania i podzielenia się tym co na ten temat myślicie.

Pozdr,
Artur R.

kwietnia 05, 2012

Wyglądaj profesjonalnie

   

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Ten post, w nowej formie, jest teraz dostępny pod adresem: http://www.byphone.pl/wordpress/2012/04/profesjonalny-wyglad-w-pracy/


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski




Czy wygląd ma znaczenie w pracy? Czy poprzez pryzmat naszego ubrania możemy być różnie postrzegani w kwestii naszych kompetencji?

Moim zdaniem tak. Co ciekawe praktycznie wszyscy moi znajomi pracujący na stanowiskach kierowniczych odpowiedzieli w ten sam sposób mimo, że połowa z nich o ten wygląd nie dba (ot, ciekawostka :)).

Wydaje mi się, że każde stanowisko wymaga odpowiedniego ubrania, nawet jeśli pracodawca nie określił żadnego "dress code" i powinniśmy o to dbać sami, a nie tylko wtedy gdy ktoś od nas tego wymaga.

Muszę się przyznać, że sam długo nie przywiązywałem wagi do tego jak się ubieram: t-shirt, czasami krótkie spodenki, brudne buty (mimo stanowiska kierowniczego (choć bez kontaktu z Klientem), firma nie przywiązywała uwagi do ubioru). Mimo, że po jakimś czasie jak najbardziej udawało mi się zdobyć zaufanie i pokazać się jako lider mojego zespołu, a także przekonać ludzi, że posiadam odpowiednie kompetencje - tak jednak zauważyłem, że wśród nowych członków zespołu na początku ta relacja nie jest od razu odpowiednia. Zmiana sposobu ubierania się zdecydowanie pomogła. Nowy pracownik od razu po sposobie ubierania się był w stanie "zaszufladkować" mnie jako team lidera. Wówczas początkowa relacja wyglądała zupełnie inaczej, ponieważ mimo, że ja zachowywałem się tak samo, to jednak zmieniało się podejście drugiej strony.

Świetnym przykładem jest porównanie, które kiedyś usłyszałem, a bardzo łatwo jest je zaobserwować w codziennym życiu. Na czerwonym świetle, na przejściu dla pieszych stoi grupa ludzi. Nic nie jedzie, więc mimo czerwonego światła przez ulicę przechodzi elegancko ubrany, starszy pan. Połowa ludzi również przechodzi przez przejście, a reszta dołącza po chwili. W tej samej sytuacji, gdy jako pierwszy przez ulicę przejdzie ubrany w łachmany, brudny bezdomny nikt się nie ruszył.
Prawda, że tak jest :)?

Ubiór naprawdę daje dobrą pozycję wyjściową w kontaktach z innymi ludźmi, szczególnie jeśli mamy być ich przywódcami w pracy :)

Pozdr,
Artur R.

kwietnia 01, 2012

Niecierpliwość

 

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski



Krótka myśl na dziś, kierowana raczej do młodszych osób.
Obserwując swoje podejście do życia zauważyłem, że od jakiegoś czasu cechuję się ogromną niecierpliwością w tym co robię. Przy każdym zadaniu jakiego się podejmuję chciałbym aby efekty były widoczne już od razu. Fakt czekania na rezultat moich działań działa na mnie bardzo denerwująco. Chciałbym mieć więcej pieniędzy, nowe stanowisko, nowe mieszkanie, nową rzecz już teraz zaraz, a nie za kilka miesięcy czy też lat.
Teraz powstaje pytanie, czy jest to wada, czy zaleta.
Jako plus można zaliczyć fakt, że takie zniecierpliwienie może być przejawem ambicji. Minusem jest natomiast zagrożenie szybką demotywacją przy realizacji swoich planów (bo skoro efektów jeszcze nie ma, to pewnie nie będzie ich również później).

Jak to jest u Was? Czy takie zachowanie jest pozytywne, czy też negatywne?
Ja osobiście jeszcze nie wiem co myśleć o takim podejściu.

Pozdr,
Artur

marca 28, 2012

Historia o ambicji w korporacji

 

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,
Artur Rogowski



Krótka historia do przemyślenia, która opowiada jak w korporacjach doceniany jest młodzieńczy zapał i ambicja. Historię usłyszałem wczoraj od znajomego:

"Jak byłem trochę starszy od Ciebie, czyli jakieś 15 lat temu też miałem taki młodzieńczy zapał, ambicję i milion pomysłów. Skończyłem studia, potem MBA, początek kariery zapowiadał się nad wyraz dobrze. Dostałem pracę w b. dużej korporacji, gdzie po jakimś tam czasie miałem już stanowisko kierownicze, fajną pensję i swój zespół ludzi. No nie mogło być lepiej! No i tak z tym młodzieńczym zapałem chciałem zmieniać firmę i świat, co by mnie zauważyli, co by wszystkim lepiej się pracowało. No i nadeszła okazja, aby wszyscy się o moich pomysłach dowiedzieli. Wigilia w pracy. Obecni byli wszyscy najważniejsi ludzie w firmie: prezes, wiceprezes, dyrektorzy, inni kierownicy. Prezes pro forma zapytał obecnych, czy ktoś chciałby coś powiedzieć. No i wstałem cholera i zacząłem mój piękny, a przynajmniej tak mi się zdawało, monolog czego to ja nie wymyśliłem, co źle funkcjonuje i co można by zmienić. Na początku nie wiedziałem, że robię coś źle. Dopiero w połowie mojej tyrady spostrzegłem, że prezes patrzy na mnie z niedowierzaniem, wiceprezes twarz ma schowaną w dłoniach, mój dyrektor prawie schował się pod stołem, a reszta współpracowników patrzy się na mnie, co najmniej z takim zdziwieniem jakbym właśnie pokazał im, że potrafię się teleportować. Tracąc trochę pewność siebie skończyłem mówić i usiadłem. Zapadła cisza. Mój dyrektor robiąc dobrą minę do złej gry mówi: "Panie prezesie, chciałbym przypomnieć tylko, że X jest nadal w naszej drużynie", na co prezes odpowiedział - "Tak, ale chyba w ataku". Po miesiącu podziękowali mi za współpracę."

I weź tu człowieku chciej dobrze dla firmy...

Pozdr,
Artur R.

marca 24, 2012

Za krótka doba?

 

Od 15-10-2013 ten blog funkcjonuje pod nowym adresem www.byphone.pl.

Mam nadzieję, że nowe miejsce będzie jeszcze chętniej odwiedzane niż obecne, a nowe treści, nowa szata graficzna, a także moje podejście do bloga, pozwolą na jego szybki rozwój.


Zachęcam do odwiedzin i pozdrawiam,

Artur Rogowski


Hej,
ostatnio zastanawiałem się jak to jest, że mam na wszystko tak mało czasu. Czasami mam wrażenie, że doba, abyśmy zdążyli zrobić wszystko na co mamy ochotę powinna trwać co najmniej 36h. Często łapałem się na tym, że kładąc się spać wyliczałem rzeczy, których znowu nie zdążyłem zrobić.

Zaciekawiony jak i dlaczego tak się dzieje zacząłem ostatnio rozbijać swój przykładowy dzień na czynniki pierwsze i co się okazało? Że tak naprawdę tego czasu mam tyle, ile potrzebuję.

Na swoim przykładzie pokażę jak to zrobiłem.
Wyliczyłem rzeczy, które muszę/powinienem w ciągu dnia zrobić:

  • Praca: 8h
  • Dojazd do/z pracy: 1h
  • Sen: 6h
  • Jedzenie/higiena osobista/inne małe czynności dnia codziennego: 1,5h.
Okazało się, że niezaplanowane mam jeszcze 7,5h dnia.

Zacząłem wyliczać rzeczy, na które chciałbym mieć czas każdego, nazwijmy to standardowego dnia, aby polepszyć sobie humor i ogólny poziom zadowolenia, wraz z minimalnym czasem jaki chciałbym na to poświęcić:

  • Poczytać książkę: 1h
  • Spotkać się z przyjaciółmi: 4h
  • Posłuchać muzyki: 2h
  • Mieć czas na długą poranną kawę i gazetę: 1h
  • Spędzić ogólnie pojęty czas w internecie: 1h
  • Poleżeć, nic nie robić: 0,5h
  • Mieć czas "tylko dla siebie" w czasie którego mogę albo w coś pograć/pomajsterkować/tworzyć nowy projekt itd itp. Taki trochę bardziej konstruktywny czas: 2h.
Suma czasu potrzebna na powyższe czynności wynosi 11,5 h. Stosując elementarną matematykę, zauważamy, że teoretycznie nasza doba jest za krótka o 4h (po dodaniu czynności chcę i muszę). Musimy spróbować coś z tym fantem zrobić. Zacząłem starać się łączyć czynności tak abym mógł wykonywać je w tym samym czasie. Rezultaty tego co mi wyszło:

  • Poczytać książkę mogę z powodzeniem poczytać w czasie dojazdów do/z pracy. Odpada 1h.
  • Muzyki mogę posłuchać w czasie dojazdów do/z pracy, w czasie pracy (akurat mam taką możliwość), w czasie porannej kawy, podczas czasu "tylko dla siebie" i podczas buszowania w internecie, gdzie 3 ostatnie sytuacje dają możliwość spokoju i nacieszenia się tą muzyką. Odpadają 2h.
  • Czas na szperanie w internecie? Ułożyłem sobie obowiązki w pracy tak, że bez najmniejszego problemu jestem w stanie wygospodarować na to 1h. Odpada kolejna godzina.
W ten właśnie sposób wypełniliśmy sobie całą dobę bez konieczności jej przekraczania. Co więcej, doba ta wypełniona jest prawie w połowie (11,5h) rzeczami, które chcemy robić i nie są przykrym obowiązkiem! Kurczę, kto by tak nie chciał ! :)

Magia? Raczej umiejętność planowania, ale mimo wszystko nie taka łatwa do zastosowania w życiu, zamiast w teorii na papierze. Mimo tej trudności, uświadamiając sobie, że faktycznie jestem w stanie wygospodarować dobę tak, że mam czas na wszystko, zacząłem starać się to robić. Na razie efekty są niezłe, ponieważ zrezygnowałem z czynności, które były niewartościowe, nic nie wnosiły do mojego życia, które robiłem z przyzwyczajenia, a które mimo wszystko zabierały mi dużo czasu. Te zajęcia zamieniłem na to co faktycznie chcę robić i co sprawia mi przyjemność. Dzięki temu naprawdę mam więcej czasu na rzeczy dla mnie ważne i wartościowe. Podsumowując zadziałało i jestem zadowolony, tak więc spróbowanie polecam każdemu :)

Jak z planowaniem czasu wygląda to u Was? Też macie takie problemy? Jakie jeszcze sposoby stosujecie aby jak najlepiej zaplanować swój dzień?

Pozdrawiam,
Artur R.